Polski metal: Nieodkryty potencjał
Bartosz
Donarski
Środa, 18
sierpnia 2010 (05:51)
Źródło:
W popularnym serwisie internetowym "Metal Archives" jest aż 2277 polskich zespołów metalowych. 200-milionowa Brazylia czy 65-milionowa Francja w tej samej "Encyklopedii metalu" ma ich zaledwie o tysiąc więcej. Dlaczego zatem z tej chmary nadwiślańskich grup o uszy przeciętnego Kowalskiego, w najlepszym wypadku, obiła się tylko nazwa Behemoth?
W ilości metalowych formacji per capita o połowę gorsi są od nas Japończycy, których po świecie chodzi aż 128 milionów, a wartość ich muzycznego rynku plasuje się w pierwszej piątce w skali globu.
Gdy w relacji w TVP Info z niedawnego Sonisphere Festival z udziałem Wielkiej Czwórki amerykańskiego thrashu (Metallica, Megadeth, Slayer, Anthrax), a także Behemoth, koncerty na lotnisku Bemowo w Warszawie podsumowano słowami zdziwienia: "Żadnej rozróby nie było", poczułem się jak uczestnik nielegalnej demonstracji w słusznie minionych czasach PRL-u.
Nie lada paradoksem jest również to, że w Polsce fani i muzycy zajmujący się metalem nadal uważani są za społeczny margines, podpitych chłopaczków po zawodówce, choć fakty są takie, że w dużej mierze są to dziś ludzie znajdujący się na przeciwległym biegunie - inteligentni, oczytani, poszukujący. Mimo upływu lat stereotypowy obraz miłośnika muzyki metalowej w kraju nad Wisłą trudno jednak zmienić.
- Stereotypy z czasów moich
szczenięcych lat są nadal aktualne i popularne. Młody plus inny równa się winny
- z rozbawieniem przyznaje Tomasz Krajewski, szef kultowej, podziemnej Pagan
Records, wytwórni, w której w pierwszej połowie lat 90. ukazał się debiutancki album,
dziś znanego na całym świecie, Behemotha.
- Co z tego, że gość ma dziesięć
fakultetów, skoro skacze i wydziera się jak małpa? Witamy w Polsce. Tutaj
ocenia się ludzi po pozorach i wyglądzie. Możesz być gwałcicielem, złodziejem i
mordercą, napier***** po pijanemu babę i dzieciaki, ile wlezie, ale jeśli w
niedzielę idziesz odświętnie ubrany do kościółka, to znaczy, że dobry i zacny z
ciebie człowiek. Normalna polsko-katolicka mentalność - mówi Krajewski.
- Nie dziwię się, że TVP ze zdziwieniem i zapewne z rozczarowaniem skwitowało brak zadym na koncercie Metalliki. A wystarczyło, żeby komuś rozkwaszono tam ryj, żeby zacząć zachłystywać się sensacją i aż piać o szkodliwości tej diabelskiej muzyki i zdziczeniu młodzieży. Czasem wydaje mi się, że dla mediów impreza, gdzie kogoś nie zabito, to nudy i strata czasu. W moim rodzinnym mieście przez ponad pięć lat nie można było zorganizować żadnego metalowego koncertu, po tym jak ktoś przypadkowo na jednym z nich zbił wino w Domu Kultury. Pamiętam też, jak po którejś edycji S'thrash'ydła, gdzie jakiś kolo przytrzasnął sobie palec drzwiami, prasa pisała ze zgrozą, że byli ranni i musiało interweniować pogotowie. Na drugi dzień mówiło o tym całe miasto i festiwal znikł na długie lata. Nie pytam, gdzie tu logika, bo jej nie ma - komentuje szef Pagan Records.
Co zatem musiałoby się zmienić, by
w Polsce muzyka metalowa zaczęła być traktowana tak jak w Skandynawii czy Niemczech,
gdzie gatunek ów stanowi prężnie działającą gałąź muzycznego rynku?
- Przede wszystkim mentalność i
tzw. cechy narodowe: zawiść, hipokryzja, brak tolerancji, gloryfikacja porażek
i nieudacznictwa. Żyjemy w kraju męczeństwa i kompleksów, gdzie najwyższą
wartością jest martyrologia, wszystkie święta narodowe mają pompatyczno-żałobny
charakter, a pomniki wystawia się wyłącznie przegranym, zapominając o
zwycięzcach. Taki destrukcyjny sposób myślenia przekłada się na każdy element
życia, więc i na muzykę też - kontynuuje Tomasz Krajewski.
- Mam paru znajomych działających w
branży komputerowej, a konkretnie w jej gałęzi zajmującej się grami.
Rozmawiając, nieraz dochodziliśmy do podobnego wniosku, że rynek gier w Polsce
ma dużo wspólnego ze sceną i rynkiem metalowym. Jeden i drugi działa z pozoru
dynamicznie, ale nijak nie może być porównywalny z tym, co dzieje się na
zachodzie Europy, i kwestia zarobków nie jest tutaj najistotniejsza - tłumaczy.
- Zarówno gry, jak i muzyka
metalowa przedstawiane są jako dziecinne dziwactwa, których nie należy
traktować poważnie, poza sezonowymi nagonkami i oskarżaniem o propagowanie
satanizmu, przemocy i kokluszu. Z jednej strony, niech się dzieci bawią, a z
drugiej - zlikwidować, niech nie będzie niczego. Zależy, jak w danej chwili
pasuje. W Skandynawii ludzie są dumni, że w ich miasteczku działa jakiś band,
który koncertuje po całym świecie. I nieważne, jaką muzykę gra - to swoi i
należy się tym cieszyć. U nas nie wyobrażam sobie takiej sytuacji - mówi z
rozgoryczeniem Tomasz Krajewski.
Podobnego zdania jest Michał
Kapuściarz z agencji Fantom Media, zajmującej się promocją muzyki i koncertów w
mediach lokalnych i ogólnokrajowych.
- Niestety, nie zauważyłem, by
rynek muzyczny w Polsce reagował na rozwój metalu w kraju. Najtrudniejsza jest
sytuacja z telewizją i dużymi komercyjnymi rozgłośniami. Nawet te, które mają w
nazwie "rock", unikają metalu jak diabeł święconej wody. Potencjał
muzyki metalowej nie jest dostrzegany, bo nikomu na tym nie zależy, żeby był.
Na metalu nie da się zarobić dużych pieniędzy, a na pewno nie jest to łatwe.
Łatwiej jest wypromować plastikową dziewczynkę bez głosu, która tylko dobrze
się prezentuje przed kamerą - mówi Kapuściarz, związany niegdyś z polską
wytwórnią Mystic.
- Choć w konstytucji mamy zapis, że
Polska jest państwem świeckim, rzeczywistość bywa zgoła odmienna. Choć w
budżecie państwa są środki na kulturę, mało kto je ostatnio widział. Choć mamy
publiczną służbę zdrowia, do wszystkiego trzeba dopłacać... Nie jesteśmy
Norwegią ani Finlandią, i jeszcze długo nie będziemy - stwierdza z
przekonaniem.
- Negatywne jest to, że w dalszym
ciągu nikt nie ma odwagi zainwestować w muzykę metalową, że po tylu latach nadal
nie możemy się doczekać choćby jednego festiwalu metalowego w naszym kraju - w
Niemczech jest ich kilkadziesiąt i na każdym z nich korzystają i zespoły, i
organizatorzy, i widzowie, i sponsorzy... U nas jakoś nie da się tego pogodzić
- dodaje.
"Opór materii" bywa
czasami nie do przejścia.
- O tym można by napisać pracę
magisterską, liczba nieuzasadnionych odmów, bądź irracjonalnych uzasadnień,
jest po prostu przykra. Szczególnie wtedy, kiedy przy koncercie klubowym
słyszę, że muzyka jest zbyt niszowa, a niedługo później, gdy proponuję
współpracę przy imprezie na 15 tysięcy osób, to pada wymówka, że gatunek muzyki
jest nieodpowiedni.
- Choć czasem sprzedaż płyt
metalowych jest wyższa niż naszych pop-gwiazdek, to jednak metalowca nie
wciśniesz na festiwal transmitowany przez telewizję, na dni Wielkiej Wsi, do
udziału w reklamie czy do "Jak oni śpiewają?"... A przecież na tym
robi się pieniądze, a nie na sprzedaży płyt - zauważa Michał Kapuściarz.
- Media w dalszym ciągu traktują
muzykę metalową jak chorobę, a jej fanów jak trędowatych, dalej wyłazi brak
tolerancji, niezrozumienie odmienności, bezpieczne trzymanie się miałkiej
muzyki środka. Jeszcze niedawno myślałem, że koncertowa sytuacja trochę poprawi
bilans, ale nadal nie mogę pojąć, dlaczego na festiwal rockowo-alternatywny
przychodzi 60 tys. ludzi, dla festiwalu metalowego (gdyby ktoś się w końcu
odważył) jedna dziesiąta z tej frekwencji byłaby sukcesem. W Niemczech obie
tego typu imprezy nie dość, że mogą być w pobliskich miastach, to jeszcze
cieszą się podobnym zainteresowaniem.
Media w dalszym
ciągu traktują muzykę metalową jak chorobę, a jej fanów jak trędowatych
Michał
Kapuściarz z agencji Fantom Media
Nieco
inaczej kwestia ta wygląda od strony niezależnych, podziemnych wytwórni,
których działania celują w konkretnego, wyrobionego słuchacza. Im tak naprawdę
nie zależy na dotarciu do szerokich mas.
- Nie, bo i po co? - potwierdza
szef Pagan Records. - Jesteśmy wytwórnią metalową i rzeczy przez nas wydawane
przeznaczone są dla hermetycznej i bardzo konkretnej grupy odbiorców. Wątpię
czy spotkałoby się to ze zrozumieniem ludzi, którzy nie mają pojęcia o takiej
muzyce. Nie uważam, żeby nasze wydawnictwa były odpowiednimi do zaczynania
przygody z metalem, to raczej rzeczy dla ludzi z już wyrobionym gustem i jakąś
wiedzą muzyczną. Kiedyś, zdaje się Empire Records, czy jeszcze Carnage,
próbowało zawojować rockowy rynek wypuszczając płyty Zaraza i Los Vaticaneros.
Skończyło się kompletną porażką i w odwrotną stronę wyglądałoby to podobnie.
-----------------------
Jestem fanem głównie muzyki metalowej, zgadza się, lecz wartość tego artykułu wykracza poza moje upodobania.
Jestem fanem głównie muzyki metalowej, zgadza się, lecz wartość tego artykułu wykracza poza moje upodobania.
Przede
wszystkim, szef Pagan Records, pan Krajewski, słusznie wypomina tutaj o cechach
narodowych – wmuszonych naszemu Narodowi i pielęgnowanych przez
żydowski program judeo-chrześcijaństwa. Można by pomyśleć, że chrześcijaństwo
wyparło PRL, lecz komunizm tak naprawdę NIE przeminął, ponieważ doktryny
komunistyczne są takie same, jak chrześcijańskie – powód? Ten sam rdzeń, czyli
żyd.
Dzięki
zaślepieniu Ludzi na dostrzeganie powiązania żyd-komunizm, żyd-chrześcijaństwo
oraz chrześcijaństwo-komunizm żydostwo potajemnie dzierży władzę w Polsce (choć
Polska to obecnie tylko nazwa).
Chrześcijaństwo
/ komunizm stawia na ‘jedność’, vel ‘jednolitość’ – bo po co wiernemu /
obywatelowi (niewolnikowi) tożsamość? Stąd negowanie indywidualizmu oraz siły charakteru,
a gloryfikacja ‘belejakości.’
O
ile nie wiem, czy metal nadal pozostanie muzyką niszową czy też nie, wiadomo,
że pozostanie nią NA PEWNO i będzie postrzegany tak, jak opisuje artykuł jeśli – w dużym skrócie - żydzi będą kontrolowali
masowy umysł naszej Słowiańskiej krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.